Translate

wtorek, 27 lutego 2018

FELIETON: Dlaczego nie wierzę w Teslę


Zacznę od tego, że w odróżnieniu od wielu, wielu ludzi jestem sceptycznie nastawiony co do Tesli, a raczej co do jej przyszłości. Nagromadzanie "newsów", które co rusz wypuszcza w świat Elon Musk w coraz większym stopniu wydają mi się tylko marketingowym przykrywaniem nadchodzącej... porażki. Poniżej w kilku słowach opowiem dlaczego tak uważam.

Wielkość produkcji i dochody

W świecie motoryzacji dosyć powszechnie przyjmuje się, że marka samochodów popularnych by utrzymać się na powierzchni potrzebuje wypuszczać na rynek co najmniej milion samochodów rocznie. Nie włączam w to manufaktur pokroju Ferrari, czy Lamborghini, bo to zupełnie inny segment rynku rządzący się innymi zasadami. A nawet za tymi dwoma markami stoją potężne koncerny - odpowiednio Fiata i VW - bez których ich działalność stałaby pod wielkim znakiem zapytania. Tesla, która chce iść w kierunku popularyzacji swoich modeli od początku swojej działalności wyprodukowała około 300.000 samochodów. Z jednej strony może się to wydawać dużą wartością, z drugiej strony to mało zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę choćby to, że sprzedaż tych aut jest na wielu rynkach wspomagana przez dotacje rządowe - czyli przez podatników. Jakie byłyby te wyniki gdyby nie dotacje?

Finanse

Tesla notuje duży wzrost sprzedaży, rosną jej przychody, bardzo dużo wydaje na inwestycje, ale smutne fakty są takie, że ta firma jeszcze nigdy nie przyniosła zysku. 2017 rok zakończył się stratą w wysokości 2,2 mld dolarów. Sporo, ale natychmiast zostało to zgrabnie przykryte wystrzeleniem auta Tesli w kosmos...

Konkurencja

Sporo osób uważa, że Tesla nie ma konkurencji. Bo w zasadzie nie ma - ale nie bez powodu. Klasyczne koncerny motoryzacyjne notują obecnie wielkie zyski z klasycznej motoryzacji opartej o silniki spalinowe przy dosyć niskich nakładach na R&D. W tym momencie taka sytuacja jest im oczywiście bardzo na rękę z wielu względów. Myli się ktoś, kto sądzi, że koncerny typu VW, Hondy czy Toyoty śpią - one już są gotowe na nadchodzącą rewolucję. Przypomnę, że Toyota czy Honda już w tym momencie produkują samochody na wodorowe ogniwa paliwowe przy których Tesla S jest innowacyjna jak... taczka. Gdy tylko popularność samochodów spalinowych spadnie to koncerny te przestawią się w szybkim czasie na hybrydy lub auta w 100% elektryczne. To pierwsze zresztą już ma miejsce, a to drugie jest już zapowiadane przez VW, czy Volvo. Posiadając odpowiednie zaplecze finansowe, szeroką sieć sprzedaży, rozpoznawalność, linie produkcyjne zorganizowane i dopracowane do perfekcji klasyczne koncerny motoryzacyjne bardzo szybko zdominują rynek aut elektrycznych. Posiadają bowiem gigantyczną przewagę konkurencyjną.

Póki co nie mają żadnego interesu w wyzbywaniu się dużych zysków z klasycznej motoryzacji. W jakim celu mieliby zbyt wcześnie z ich punktu widzenia zmieniać technologię? Przecież można usiąść sobie wygodnie w fotelu i pozwolić Tesli sondować rynek, pozwolić konkurentowi na wykrwawienie się finansowo na promowaniu elektromobilności. Duże koncerny przysiądą się do tego stołu - to nie ulega żadnej wątpliwości - ale tylko wtedy, gdy tort będzie odpowiednio wielki. Póki co na stole są tylko jakieś ochłapy.


Zdjęcie: tesla.com



środa, 21 lutego 2018

SZROHISTORIA: Szrociakowe Dożynki 2017 cz.1


Witam. Ten materiał dojrzewał miesiącami, ale w końcu jest. W czerwcu 2017 roku brałem ślub i w związku z tym należało odbyć jakiś fajny wieczór kawalerski. Większość facetów dużo gada o pomysłach rodem z amerykańskich filmów, ale niemal zawsze kończy się na jakimś lamerskim pomyśle typu - picie wódki w klubie, udawanie wielkich macho i podrywaniu panienek. WOW. Bardzo, bardzo, bardzo nie chciałem takiego scenariusza i wiedział o tym Koza - mój najlepszy kumpel i świadek na ślubie. Sprawa miała pozostać dla mnie tajemnicą, ale na pewnym etapie wszytko wyszło na jaw i w sumie to bardzo dobrze, bo mogłem pomóc Kozie w przygotowaniach. Plan był następujący - zbieramy ekipę moich znajomych, pobieramy od każdego po 150 zeta wpisowego, a następnie kupujemy dwa samochody do totalnej rozje... rozwałki :) Z oczywistych względów liczba uczestników musiała zawierać się w tylu osobach ile maksymalnie zabiorą na pokład dwa standardowe samochody. Założony budżet - 1500 zł miał zostać przeznaczony na dwa samochody za 500 zł sztuka, resztę natomiast chcieliśmy wydać na paliwo, jadło i napoje. 


Rozpoczęliśmy emocjonujący etap rozglądania się za bolidami. Już na początku zawęziliśmy poszukiwania do samochodów z Wrocławia ze względu na bliskość i łatwy proces wyrejestrowania takiego wraka (nie do końca się to udało). Mam kontakt do człowieka, który zabiera fury bez względu na ich stan i wydaje kwit o zezłomowaniu potrzebny do późniejszego wyrejestrowania pojazdu. Dlaczego to tak istotne? Auto musiały posiadać ważne polisy OC i przeglądy, gdyż chcieliśmy nimi normalnie dotrzeć na miejsce szrociakowych dożynek, co potem okazało się szalenie zabawne. Ale o tym później. Pierwsze auto znaleźliśmy bardzo szybko - było to białe Suzuki Alto (czy też Maruti Alto) od rodziny kumpla z pracy. Niczego nie ukrywaliśmy - mimo to właściciel auta był wręcz zajarany tym, że chcemy kompletnie zniszczyć jego auto :) Odbywszy krótką jazdę próbną kupiliśmy je zatem, zapłaciwszy skromne 550 zł. Za sprawny i ubezpieczony samochód! Jego opis znajdziecie TUTAJ. Drugi samochód - niestety na blachach z Kłodzka - udało się wyrwać niedługo przed moim kawalerskim, stąd tez nie było co wybrzydzać na te blachy i po prostu wzięliśmy go. Była to Skoda Favorit w klasycznym dla tego modelu buraczkowym kolorze za chyba 500 zł.

Także samochody mamy załatwione - pozostał temat miejsca. Z tym jest pewien problem. Z oczywistych względów nie można bowiem dokonywać takich czynów na drogach publicznych, z drugiej natomiast strony tereny prywatne również nie wydają się najlepszym miejscem do tego rodzaju sportu. Wpadliśmy jednak na inny pomysł, pojechaliśmy tam na rekonesans i okazało się, że "miejscówka" jest doskonała praktycznie pod każdym względem - oddalona od zabudowań, oddalona od dróg publicznych itd. Gdzie to było - niech to pozostanie tajemnicą. Mieliśmy też plan B - drugie miejsce na wypadek, gdyby w dzień rozwałki wyszedł jakiś problem z miejscem numer jeden. Mieliśmy na pokładzie dobrego prawnika - pomyśleliśmy zatem o wszystkim:)




W TEN dzień zajęliśmy się przyozdobieniem samochodów. Skoda przeistoczyła się w Skondę Civic Type R, a Suzuki stało się Mini Cooperem Works - swoją drogą reakcje innych kierowców na tak przygotowane auta były świetne. Mini Cooperem pojechaliśmy na zakupy, zawaliliśmy nimi cały bagażnik, a do Skody wrzuciliśmy grilla. Panowie zaczęli się zjeżdżać około g. 16, zapakowaliśmy sprawnie całe to rozweselone już stadko do coraz obficiej przyozdobionych powozów i wyruszyliśmy z Zacisza w kierunku miejsca docelowego. 






Po drodze chyba najlepsze było wzajemne przepychanie się na światłach, ocieranie, parkowanie na styk itd. Polecam - chyba wszyscy obecni wówczas potwierdzą, że gry na komputerze i inne wirtualne rozrywki zdecydowanie mogą się przy tym schować. Kiedy droga publiczna zmieniła swoją nawierzchnię na gruntową nasza jazda coraz mniej przypominała tę zgodną z przepisami - ale wszystko JESZCZE w racjonalnych ryzach. Samochody musiały zapewnić nam dużo rozrywki na miejscu - głupio byłoby uszkodzić któryś z nich na tyle, żeby wyeliminować go z akcji. W końcu dwa samochody niebotycznie poszerzają paletę głupich rzeczy jakie można z nimi zrobić. Przyznam, że od razu planowałem urywanie drzwi na wstecznym o drzewo, czy też coś na kształt pościgów z dużym kontaktem znanych większości ludziom w zasadzie tylko z filmów akcji:) 

Jeszcze tylko kontrola oleju i można ruszać :D



 
A co się działo potem i co zostało z tych dwóch samochodów - dowiecie się z części drugiej.








poniedziałek, 19 lutego 2018

PRAWDZIWY PRODŻEKT: Toyota Camry jako sztuka


Witam. Bardzo długo zastanawiałem się czy dać ten wspaniały pojazd do kategorii "Prawdziwe Gówno" czy też do "Prawdziwego Prodżektu" - być może opis auta przekonał mnie, że mamy tu do czynienia ze sztuką i stąd też ostatecznie znalazł się on w tej drugiej. Do rzeczy. Paweł podesłał mi wczoraj link do TEGO ogłoszenia. Z pozoru nic ciekawego - Camry z 1992 roku w jakiejś z dupy cenie. Normalka w przypadku polskich ogłoszeń. Ale potem przyjrzałem się zdjęciom i opisowi. Kyrie eleison - co tu się dzieje! Auto jest wg. właściciela DZIEŁEM SZTUKI. Camry dzieło sztuki zostało otoczone jakąś glutoidalną ciemną mazią, a z maski wyłaniają się dwie postacie. Generalnie efekt tej pracy ciężko opisać słowami, oddam zatem głos samemu sprzedającemu: "Rzeźba na aucie jest metaforą miłości Orfeusza do Eurydyki. Stąd dwie postaci: młodzieńca, uosabiającego tego mitycznego muzyka i wynalazcę skrzypiec oraz kobiety (jak przystało na czasy, intelektualnej feministki), symbolizującej mitologiczną wybrankę Orfeusza, tragicznie pochwyconą przez śmierć". W ogłoszeniu jest tego znacznie wincyj.


Na koniec pozostaje mi jeszcze tylko - klasycznie już - zarekomendować oczu kąpiel.






czwartek, 15 lutego 2018

TOP 6: Dziwnych drzwi w samochodach



Witam. Ostatnio pomyślałem sobie, że dawno nie było żadnego TOP SRYLIONA i przy okazji wertowania pewnego albumu wpadł mi do głowy taki oto pomysł - najdziwniejsze i najbardziej kreatywne metody zapewnienie dostępu do wnętrza auta - w skrócie - najdziwniejsze drzwi motoryzacji. Zazwyczaj robie TOP 10, ale tu wyszło mi TOP 6. Jak zwykle kolejność nie ma wielkiego znaczenia i klasycznie proszę Was w komentarzach o swoje typy, jeśli przychodzi Wam coś do głowy. Zaczniemy od...


6.Mercedesa 300SL (W198)


Ciężko zacząć od jakiegokolwiek innego auta w tym temacie, bo otwierane do góry drzwi stanowią cechę rozpoznawczą Mercedesa 300 SL noszącego przydomek "Gullwing" właśnie dla podkreślenia tych charakterystycznych drzwi. Warto dodać, że nie były one zwykłym kaprysem, a wynikły z rurkowej konstrukcji samochodu i w zasadzie nie dało się tego zrobić inaczej. Drzwi w tym układzie posiadało wiele innych samochodów takich jak Bricklin SV-1, DeLorean DMC-12, Melkus RS 1000, Autozam AZ-1, czy współczesna Tesla Model X.


5. Puma GTV

   
Nie wiem czy można tu jeszcze w ogóle mówić o drzwiach, czy raczej o górnej połaci samochodu, która odsłania nam jego wnętrze. Z racji umiarkowanej wygody tego rozwiązania spotykane jest głównie w konceptach i... samolotach. Co do samolotów to bardzo ciekawym autem z tym typem drzwi jest Messerschmitt KR200.


4. BMW Z1


Jedno z ciekawszych rozwiązań i znam tylko to jedno auto, które się nim wyróżnia. 


3. BMW Isetta


Auto przypomina swoim wyglądem nieco pojemniejszą lodówkę i w odpowiednim stylu właśnie dla sprzętów gospodarstwa domowego dostajemy się do wnętrza Issety. Jest tylko jeden problem - kolumna kierownicza. Rozwiązano to jednak w prosty sposób - widoczny na zdjęciu. 


2. Lincoln - "Rolling doors"


Najbardziej "kosmiczne" rozwiązanie znane tylko z tego jednego samochodu, a raczej show cara Lincolna z 1993 roku zapowiadającego Marka VIII. Zarządowi marki spodobało się na tyle, że rozkazali zniszczyć to auto, co ostatecznie - na szczęście - nie miało miejsca.


1. Kaiser Darrin


Na koniec auto, dla którego ten wpis w ogóle powstał - Kaiser Darrin z 1954 roku. To chyba najmniej znane rozwiązywanie z wszystkich wcześniej wskazanych. Trafiłem na nie ostatnio dzięki książce "50 Years od Classic Sports Cars Bill'ego Raynolds'a. W Lincolnie i BMW Z1 drzwi chowają się w próg, czy też pod próg - tu natomiast ktoś wymyślił moim zdaniem jeszcze sprytniejszy sposób - drzwi wsuwają się w boczne połacie nadwozia samochodu. Jak dla mnie rewelacja. Wyprodukowano zaledwie 435 sztuk tego przedziwnego samochodu. Zobaczcie sobie jak wyglądał, bo drzwi to nie jedyna tak oryginalna część tego pojazdu.





piątek, 9 lutego 2018

PRAWDZIWA PATYNA: 1966 Mercedes W110 S-line


Witam. Mercedesa wrzucałem już co prawda w postaci linku na FB, ale zgodnie z zapowiedzią chciałem zrobić o nim osobny wpis także na blogu z powodów wszystkim chyba widocznym. Szkoda, by ten Mesiek zaginał w odmętach internetów. Ale do rzeczy - ta wybitna jednostka pochodzi z Kartuz i jest oferowana za całe 999 zł. Zacznę od śmiałej tezy, że prawdopodobnie tylko z uwagi na fakt tragicznego stanu auta sprzedający nie pokusił się o żadną handlarską nowomowę w ogłoszeniu, którą chyba każdy z nas obserwujący ogłoszenia ze starymi samochodami doskonale zna. O dziwo nie znajdziemy tu bełkotu spod znaku "okazji", "jedynegotakiegozobacza", "dobrej bazy do remontu", "dobrego stanu jak na wiek" itd. Jest za to rzeczowy opis - facet pisze wprost, że za te 999 zł oferuje złom. Rzadki to wyjątek. Ale teraz nieco o formie, bo jest ona doprawdy niecodzienna. Nawet największe graty stojące latami pod chmurką zazwyczaj zachowują prostą linię nadwozia - piszę to na podstawie rzeczy jakie widziałem choćby w Båstnäs. Tu widzimy profil auta, który jest ewidentnie pofalowany. Pofalowany tak mocno, że po prostu nie mogło to nastąpić z przyczyn naturalnych. Moim zdaniem to zaginiony prototyp Mercedesa w wersji stylistycznej S-line, gdyż ta właśnie litera staje mi przed oczami patrząc na zdjęcia profilu tego auta. Być może już wtedy Audi miało zastrzeżoną nazwę "S-line" i stąd zakończyło się tylko na tym jednym, jedynym prototypie.











poniedziałek, 5 lutego 2018

PRZEGLĄD ŻELAZA WROCŁAWSKIEGO cz. 26


Witam. Mamy już 5 luty, a ja nie wrzucałem nic na bloga. Czym prędzej to naprawiam poprzez materiały jakie podesłał mi ostatnio Piotrek. Mamy aż 57 zdjęć przeróżnego żelaza z Wrocławia - od wychuchanych klasyków pokroju wczesnego Porsche 911, wczesnej Corvetty, aż po zalegające w krzaczunach szrociaki.


Audi 100 C1 - tego nie widuje się już nigdzie. Super znalezisko

Czerwony XJ-S - pierwszy raz widzę takie połączenie i jest ono nadzwyczaj fajne








Zobaczyć pierwszą generację Corvetty w kabriolecie na drodze - niezłe szczęście
Będzie skakane

Głośny bohater drugiego planu