Witam. Tego
Szwajcara przyłapałem w tym roku na Malcie. Wracałem chyba ze sklepu kiedy to
usłyszałem ten dziwny warkot - wiem, że dla przeciętego człowieka to jest
zwykły hałas, ale dla wariatów mi podobnych nie. Potrafię wyizolować z tła
dźwięk wydobywający się z samochodu interesującego od całej masy dźwięków
produkowanych przez samochody - nazwijmy to - standardowe.
Ale do rzeczy.
Suzuki Cappuccino to dosyć niecodzienna koncepcja - to malutki 2-osobowy
roadster o masie około 730 kg produkowany w latach 1991 - 1997 z nietypowym
silnikiem. Jest to 3-cylindrowa turbodoładowana jednostka DOHC o pojemności
bliższej kosiarkom niż samochodom osobowym -
0,65 litra. Moc sama w sobie może nie urywa dupy - ale po pierwsze te 64
KM to maksymalna dozwolona moc w
przypadku kei-carów z tego okresu, a po drugie to prawie 100 KM z litra w
tamtych latach jest jednak jakimś tam osiągnięciem. Mnie jednak zawsze
pociągało w tym aucie coś zupełnie innego - obrotomierz wyskalowano do
astronomicznych 12.000 obrotów na minutę! Te rejony obrotów są niedostępne
nawet dla superaut pokroju McLarena, Lamborghini czy Ferrari. Do tego auto
produkuje bardzo charakterystyczne dźwięki - możecie sobie ich posłuchać np
TUTAJ.
Generalnie Suzuki
Cappuccino to wszystkie cechy rasowego samochodu sportowego wciśnięte w ramy
malutkiego kei-cara. No bo tak - wysokoobrotowy silnik - jest, niska masa -
jest, rozkład masy 50:50 - jest, nadwozie 2 osobowe - jest, napęd na tył -
jest. Japońska konkurencja Cappuccino była równie dziwaczna - Honda Beat,
Daihatsu Leeza Spyder, czy w końcu Autozam AZ-1.
W Polsce są ponoć
zaledwie 4 sztuki. A może aż.